Czego nie lubię w języku angielskim?

Okej, język angielski jaki jest każdy widzi. Widzi dosłownie wszędzie. W internecie, gazecie, na ulicy, na tapecie, a nawet i często na skarpecie (nawet tam są piękne, motywujące sentencje, najczęściej własnie, w języku angielskim).

Sama angielski trochę poznałam. Polubiłam, czasem nawet aż czuję do niego coś więcej (ale i tak to język włoski jest moją pasją, spokojnie). Mimo wszystko jest w nim kilka rzeczy, których wręcz NIENAWIDZĘ. I pragę się z wami nimi podzielić

  1. Zapis wyrazów 

To, że inaczej się mówi i inaczej się pisze wielkim utrudnieniem nie jest. Wiele języków tak ma, w języku polskim występują zbitki liter (nasze słynne szeleszczące ‚sz’ i ‚rz’ i inne dwuznaki), które czytamy w specyficzny sposób. Istnieją jednak zasady… Wiele języków romańskich też ma inny zapis i wymowe, jednak tam też istnieją zasady (tak, tak, nawet owe istnieją we francuskim) a w języku angielskim niestety ich brak. Niektórzy silą się na wyodrębinienie „dominujących” zasad, jednak reguły mają się za nic gdy wyjątków jest więcej niż przykładów je potwierdzających. Wiem, że wynika to ze specyfiki języka angielskiego – ewoluwał on na przestrzeni wieków na tyle, że tylko garstka nativów nie ma problemów ze zrozumieniem sensu zapisów w języku staroangielskim. Obecny język angielski jest mieszanką staroangielszczyzny, łaciny, języka niemieckiego, francuskiego, greki a nawet rosyjskiego (istnieją też słowa, które zostały zapożyczone z języka polskiego!). To wszystko sprawiło, że zapisy, które są zawsze bardziej konserwatywne, pozostawały niezmienione, za to język mówiony zmieniał się, zanikały dźwięki, słowa były modyfikowane i tak wymowa jakiegoś nie pokrywała się w ogóle z jego kopią pisaną. Jestem słuchowcem, dlatego ta rozbieżność bardzo źle wpływa na moją pisownie w języku angielskim.

Nie można również zapominać, że często wyrazy mają nie jedną, lecz dwie LUB trzy różne formy zapisu. Najczęściej róźnią się zapisy między wersją brytyjską a amerykańską. Sama używam częściej form amerykańskich bo każdy kto mnie zna, wie jaki mam stosunek do języka. Największym mankamentem jednak jest, że w szkołach polskich pojawiają się słowa zarówno w zapisie brytyjskim jak i amerykańskim, przez co często je mieszamy nie będąc nawet tego świadomym…

Dla tych co nie wierzą, że w języku angielskim nie ma żadnych zasad polecam video (w rozwinięciu pod filmem znajdziecie tekst wierszyka)

2. Wysławianie brytyjskiej wersji języka angielskiego

Okej, wiem, że jestem w mniejszości, zdążyłam to zauważyć. W naszym kraju najważniejszą wersją języka angielskiego jest ten z wysp. Może spowodowane jest to tym, że mnóstwo naszych rodaków emigruje, może tym, że na każdej nawet wiosce, na każdym PWSZ-cie dostępna jest filologia angielska, gdzie uczy się wspaniałego Royal English, nie wiem. Wiem za to, że nawet w USA  brytyjski jest uznawany za ten ze sfer wyższych, JEDNAKŻE, to Stany Zjednoczone są krajem przodującym w dzisiejszym rozwoju, będący przykładem dla wszystkich innych. Ameryka to symbol postępu, wolności (no i przemysłu zbrojeniowego, ciii). To językiem amerykańskim posługuje się wiekszość ludzi mówiących po angielsku. Wielka Brytania wymiera, wymiera też brytyjska wymowa.  Zwolennicy brytyjskiego w rozmowach ze mną zaznaczają, że przecież to on jest kolebką całego języka angielskiego. Trudno się z tym nie zgodzić, w końcu to pielgrzymi na swym statku przytargali go do Ameryki, ale tam angielski został odcięty od świata, niezależny. Brytyjczycy na wyspach narażeni byli na ciągły kontakt z innymi kulturami, sami podbili przecież pół świata, przez co język ten ewoluwał i ewoluwał (co już jest w pkt 1.) zatracając wiele swoich cech, które niemniej ostały się w… języku amerykańskim. To GA nie RP jest bardziej podobny do języka Williama Shakespeare’a. Wytrącenie się ‚r’ oraz utworzenie się dyftongów środkujących to wynik zmian w języku. Ameryka będąca w pewnym sensie ‚odcięta’ od reszty świata zachowała to w swym języku i to amerykański, nie brytyjski jest bardziej podobny do owej ‚kolebki’ o której wspominają zwolennicy wyspiarstwa. Kolejnym arguentem dla mnie ważnym jest to, że amerykański jest zwyczajnie prostszy, bardziej logiczny dla nas Polaków. Ich spelling jest uproszczony a czasy bardziej odpowiadają naszemu polskiemu pojmowaniu następstw i uprzedności.

 

3. Articles & kwestia nauki gramatyki 

Kolejna rzecz, która mnie denerwuje w angielskim to rzeczy, których w języku polskim po prostu nie ma, czyli np. ‚articles’. Rodzajni to nic dziwnego dla języków romańskich i germańskich, jednak dla mnie nadal pozostaje to wielką zagadką. Okej, są zasady, ale nigdy nie potrafię ich zapamiętać. Ogólnie gramatyka angielska nie należy do najtrudniejszych, osobiście uważam, że większą trudność może sprawdzić włoska gramatyka niż angielska, jednak polski system edukacji języka obcego sprawia, że często nigdy dobrze nie opanujemy angielskiej gramatyki. Czemu? Bo zaczynamy się uczyć regułek, zasad gdy jeszcze nie jesteśmy w stanie ich zrozumieć. Człowiek nabywa umiejętność rozumienia gramatyki dopiero około 12roku życia, my już jednak w podstawówce jestesmy uczeni czasowników nieregularnych, użycia czasów, zasad „articles”. Owa wiedza jest potem powtarzana, jednak na zasadzie ‚to już było, więc tylko przypomnimy co nieco” i leci się dalej. Dla mnie to zgubne i straszne i powinno to się zmienić. Jednak programów nie piszą dydaktycy, tylko specjaliści z danych dziedzin. Ciekawe kiedy w końcu ktoś się zorientuje, że to totalnie nie działa. Polska szczyci się, że tu wszyscy mówią po angielsku (przynajmniej ja spotkałam się z tym zdaniem wśród wielu dumnych z tego równieśników) ale angielski ten nie ma ładu i składu. Dogadać można się znając podstawy, bez znajomości gramatyki, ale czy nie lepiej zrobić coś dobrze, tak żeby każdy nauczył się raz a na całe życie?

4. Nikt nie docenia tego, że znasz angielski

O tak, to bardzo wkurzająca rzecz w języku angielskim – to, że nikt nie docenia tego, że dobrze go znasz. W obecnym świecie, jak na samym początku wspomniałam, angielski wymagany jest wszędzie. Gdy ubiegasz sie o pracę bez angielskiego ani rusz. Super. Co mnie jednak denerwuje to to, że nikt już nie traktuje go jako języka obcego, uważa się go za must have. Czasem, gdy ktoś pyta mnie iloma językami obcymi się posługuję mam ochotę odpowiedzieć, zgodnie z prawdą, ‚dwoma’, zaliczając do tego angielski, niestety często odpowiadam, że z obcych to znam włoski, bo angielski już językiem obcym nie jest.  Ale czemu mnie to denerwuje? W sumie to dobrze, że tak jest, bo wymagania są co do społeczeństwa większe. A mnie to wpienia bo nikt nie rozróżnia czy ktoś angielski zna dobrze czy tak sobie. Przez to braknie mi czasem motywacji do poszerzania mojej wiedzy bo nie widzę efektów. Bo widze, że osoby które posługują się nim fatalnie stają się nauczycielami tego języka. Serce mi krwawi, rozum odmawia przyjęcia większej dawki angielszczyzny a ja sama zastygam nie rozwijając się.

pozdrawiam,

smutna lingwistka

 

Dodaj komentarz